Warszawa
ddnwierszem@gmail.com

Dzienniki jawne cz.112 (czyli dlaczego warto nie mówić, że się ma urodziny)

Strona autorska.

Dzienniki jawne cz.112 (czyli dlaczego warto nie mówić, że się ma urodziny)

W erze, gdy prawdziwą przyjaźń zastępują przesłane w wiadomości różowe serduszka, a miłość wyraża się lajkami… A nie, “superami”, w końcu nikt już nie dba o zwykłego kciuka w górę – serduszko to prawdziwa oznaka afekcji, warta więcej, niż góra złota – za niedługo zastąpi ono oceny na świadectwach i zera na bankowym koncie. Fajne buty, za ile? Trzy lajki. A to spoko, myślałem że dałeś supera. Rzeczy w sklepie będą kosztować emotikonę, w końcu wszyscy wylądowujemy z powrotem w przedszkolu – mentalnie jesteśmy tam już od dawna. Takie mam wrażenie, ilekroć oglądam występy Trumpa: gość jest wewnętrznie sprzeczny, pruje się i pluje, gubi we własnych wypowiedziach, a jednak… Ludzie na niego głosują, ba! Jest poważnie traktowany, jako kandydat na prezydenta najpotężniejszego kraju na świecie. Dziwne to, abstrakcyjne, jak z głupiej książki sf, wersji “tuż przed apokalipsą”, w następnej części obrzucamy się gównem i kroimy piłami elektronicznymi, wyznając kult światła z lodówki. Winię kulturę internetu, winię ludzi, którym nie zależy na edukacji, zdaniach pełnych i złożonych, sensownych racjach. Winię jednozdaniowe pointy, dosrywanie na każdym kroku, jedno wielkie “tl;dr”*, zidiociały uśmiech konformizmu, kult fejsbukowego statusu, wiejskich cwaniaków w nowym, cyfrowym wydaniu.

trump-home-alone-2
powyżej Donald Trump w Kevin Sam w Nowym Jorku – kto, podobnie z resztą jak ja, widział ten film milion razy i go nie zauważył?

Zdaje mi się, że dość mocno zboczyłem z tematu. A pisać miałem o urodzinach, tak, dziś właśnie skończyłem dwadzieścia siedem lat i oficjalnie mogę stwierdzić, że czas umierać. W końcu “Forever 27 Club” powinien wzbogacić się o poetę, wierszokletę, atletę, kotlet-ę. Zwłaszcza ostatnim się dziś czuję. A jak wpłynęłoby to na sprzedaż moich publikacji, jakie ładne powstałyby artykuły – poetów kocha się w trzech momentach: kiedy zaczynają publikować, gdy wygrywają nagrody u schyłku życia, oraz gdy opuszczają ten padół łez. Kolejny offtopic, widzę, że myśli błądzą w złym kierunku, ale kiedy myśleć mam o śmierci, jeśli nie w urodziny?

Not a #poem #flawed #poetry #truth

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika DDN (@ddnow)



Trzy, może cztery lata temu na Facebooku miałem podaną datę urodzin. Na mojej ścianie pojawiło się niemal pięćset postów z życzeniami. Dwa lata temu zdjąłem datę, życzeń było z… Pięćdziesiąt? Dziś widzę, że to za sprawą sporej imprezy urodzinowej – ona przypomniała “znajomym” o zbliżającej się dacie. Dziś, kiedy po raz pierwszy odkąd pamiętam zrezygnowałem z imprezy, odezwało się do mnie osiem osób. Przy ponad tysiąc sześciuset “znajomych” na FB, setkach numerów w telefonie, tylu osobach, które codziennie przewijają się przez moje życie, jest to doświadczenie bardzo wartościowe, weryfikuje to, co myślałem dotychczas: o sobie, i o ludziach wokół mnie. Byli tacy, którym dałem wyjątkowe prezenty, dla których organizowałem sekretne imprezy, dla których starałem się z całych sił – wiem, że Jezus zabronił oczekiwać nagrody za dobre uczynki, ale… ja nim nie jestem.

Jeśli macie odwagę zróbcie to samo – usuńcie daty z internetu, odważcie się spojrzeć prawdzie w oczy.

*too long, didn’t read

Jedna odpowiedź

  1. Betelgeuse pisze:

    A ja tym razem w drugą stronę. Bo daty na moim fb nie bylo długo. Z reguły telefon z życzeniami dostawałam tylko od kliku przyjaciół, najbliższych, najkochańszych, których znam od wielu lat, na palcach jednej ręki licząc.
    Ale wg mnie nie do końca tędy droga, bo jak się okazało, osób którym zależało na moich urodzinach było więcej, tylko nie mieli o nich pojęcia. Jak często ktoś zadaje ci pytanie o datę urodzin? Czy to naturalne pytanie? Jej zajomość nie jest miernikiem przyjaźni, czy życzliwości. Czasem znasz kogoś miesiąc, czasem jeden dzień, a i tak na wieść o urodzinach masz ochotę pobiec do sklepu i kupić mu nabardziej kolorowego chupa chupsa jakiego znajdziesz. Pozbawiając ludzi informacji, pozbawiasz ich szansy na te gesty drobnej, szczerej życzliwości. Tak naprawdę problemem nie jest pięćset razy “Sto lat” na tablicy, tylko to jaką wagę im przypisujemy. To nie są nawet życzenia, one są nie ważne. Więc może po prostu źle liczyłeś? Żeby było jasne, nie jestem po żadnej stronie. Mówię tylko że nie ma prawdy absolutnej, a środek leży po środku nie bez przyczyny 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *